To była główna ulica, tak? Żywej duszy tu nie było nie licząc najemników. W końcu przejechali koło jakiegoś mniejszego dworku z którego wybiegli uzdrowiciele i zabrali ze sobą Ralpha. Gdy reszta anjemników jechała dalej dziewczyna mogła zobaczyć jak uzdrowiciele wprowadzają Ralpha do dworku, który musiał byś szpitalem. Na trawniku przed tamtym budynkiem stały bujane koniki i mały placyk zabaw... wszystko porośnięte i zaniedbane. miasto chyba naprawdę umierało...

Dwór zdawał się być coraz bliżej, a każdy krok koni wydawał się skracać dystans o kilka metrów. Kim jest ten Malorol i czego może chcieć? Co ich spotka za murami jego dworu? Kalel milczał patrząc na dwór jakby dostrzegał w nim więcej niż pozostali.

W czym się pogubiła? W sytuacji, w której się znalazła? A może w czymś innym czego sama nie potrafiła nazwać?

Mówił w sumie, że już tam był... może to ma z tym związek?
Cóż, miała go o tyle spytać... a jeśli już się nie spotkają? Szansa minęła wczorajszej nocy... Jednak trzeba być dobrej myśli. Trzeba ubłagać bogów, może będą czuwać? Może Petee? Ona zawsze wspiera kobiety...
Droga do dworu zdawała się drogą na szubienicę, mimo ze wcale nią nie była. Może to wrażenie istniało tylko dlatego, że miasto było tak smutne?