O wygranej zadecyduje ostatnia walka.
Po której stronie staniesz?
Usłyszalaś za sobą ciche parsknięcie śmiechu a potem jakieś stuki i puki.
Po paru minutach gdy twój koń był czysty jak nigdy Lysquee popukal Cię lekko w ramię
-Czy raczysz zjawić się na kolacji, bo zaraz umrę z głodu i będziesz musiała mnie pochować? - spytał z tym swoim ironicznym uśmiechem na twarzy.
Offline
Darken
Spojrzała na niego z mordem w oczach. Po chwili jednak opanowała się i przeniosła na miejsce koło ogniska. Usiadła i rozwiązała rzemyk. Kilkoma ruchami głowy doprowadziła włosy do normalnego stanu.
- Jeszcze raz tak się do mnie uśmiechniesz, to nie ręczę za siebie. - ostrzegła, splatając ramiona na piersi. Znów poczuła ból, jednak całkiem go zignorowała. Nie podobało jej się, że musiała na kimś polegać.
Offline
Zasłonil twarz włosami i wyjąkał coś na wzór "dobrze", ale nie było to do końca wyrażnie, bo pękał ze śmiechu.
Dale zasłonięty podał ci miseczkę z czymś gularzo-podobnym. Wyglądało bardzo smakowicie i tak też pachniało
-Smacznego - powiedzial z poważną miną, siadając na przeciw ciebie. W jego oczach widać było jednak wesole iskierki. W głębi duszy chyba nadal umierał ze śmiechu.
Offline
Darken
Westchnęła zrezygnowana. Machnęła ręką i wzięła miskę. Żołądek upomniał się o siebie, więc wzięła się do jedzenia. Zezując od czasu do czasu na żora. Miał z nią ubaw, nie ma co.
Offline
-Zapomnialem! - krzyknął. Oderwał się od jedzenia i wyciagnął z torby butelkę wina - Dostałem od jakiegoś, któremu uratowalem życie - zamachał ją anielicy przed nosem- Rozluźnisz się trochę - dodal ze złośliwym uśmiechem.
Offline
Darken
Zacisnęła usta, patrząc na niego spode łba. Wyjęła mu butelkę z ręki, otworzyła i pociągnęła solidny łyk. Fajnie byłoby się teraz upić. Ale niestety, jedna butelka wina temu nie podoła, choćby jej zawartość była nie wiadomo jak mocna.
Uśmiechnęła się do żora na równi miło, jak fałszywie. Ani trochę nie było jej do śmiechu. Jak to możliwe, że dowodziła kiedyś wojskiem, a teraz daje się byle nekromancie. Po prostu nie do pomyślenia. Do dupy z niej przywódca.
Pochyliła głowę, a grzywka opadła jej na twarz. Beznadzieja.
Offline
-Mam jeszcze więcej - powiedział, pokazując jej otwartą torbę - Zobacz.
Rzeczywiście, miał w niej kilka butelek z przeróżnistymi trunkami - Wszyscy po wyjściu z lasu w ten sam sposób okazywali mi swą wdzięczność - powiedział, wybuchając śmiechem - Mozesz pić do woli -dodał złośliwie.
Offline
Darken
- Chcesz mnie upić a potem zbałamucić, co? - uśmiechnęła się kątem ust. - Przejrzałam cię. A teraz daj mi co tam masz najmocniejszego. - przeczesała włosy palcami i spojrzała na ogień. Wrzuciła do niego uwierający ją w kostkę kamyczek.
Offline
-Pierwsza zasada: nie sypiam z pijanymi kobietami - machnął ręką - Potem wmawiają sobie niewiadomo co i trzeba uciekać z wioski - wybuchnął śmiechem, rzucając jej najmocniejszy trunek, jaki miał - Ale jak będziesz chciala to rozważę twą propozycję na trzeźwo - powiedział z tym swoim uśmieszkiem.
Offline
Darken
- Lepiej uważaj. - pogroziła mu palcem. - Ja nawet pijana potrafię dobrze przywalić. Wielu się o tym przekonało. - uśmiechnęła się.
Wino odłożyła w pobliżu. Zawsze może się jeszcze przydać. Otworzyła trzymaną w ręce butelkę i upiła łyk. Odkaszlnęła. Dobra, swojska wódka. Tego jej było trzeba. Skoczyła jeszcze do juków po suszone mięso. Od razu włożyła kawałek do ust i popiła. Resztę ułożyła na ścierce koło ogniska.
Sama klapła na trawę, podkładając sobie koc pod głowę. - Nie wiesz może ile zostało do świtu? - zwróciła się Lysquee.
Offline